czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 6



Światła zaczęły mi mrugać przed oczyma. Dosłownie po paru krokach okrążyła nas dość spora grupka fanów, niektórzy chcieli autografy, inni zdjęcia a jeszcze inni zapraszali do tańca. Nie wiem czemu, ale ze mną też robili sobie zdjęcia. Chyba myśleli, że ja też jestem sławną osobą i liczyli na kolejną fotkę z gwiazdą. Przez tłum przeciskał się jakiś chłopak, skojarzyłam, że to właściciel klubu, przyjaciel Angie, Aron.
-Wszyscy oprócz Angie są na loży, ona musiała jechać do Kierana, bo obiecała mu, że się z nim spotka i zapomniała. Chodźcie za mną-Aron pociągnął nas za sobą, a tłum fanek wydał okrzyk niezadowolenia. Weszliśmy do środka, a Oliver natychmiast mnie wyprzedził, bo były dwa wolne miejsca, koło Diany i koło Nichollsa. Oczywiście zrobił wszystko by zająć to obok mojej przyjaciółki, nie minęło parę sekund, a ci już gorąco ze sobą konwersowali, wysyłali uśmiechy i tym podobne. Usiadłam koło Matta, a ten przywitał mnie serdecznym uśmiechem.
-No w końcu, myślałem, że już gdzieś razem uciekliście- udał naburmuszonego.
- Chciałam porozmawiać z Oliverem.
-Nie mogłaś ze mną?- Dalej przypominał małego dzieciaka, któremu mam nie chciała kupić lizaka.
-Wątpię, miałam nadzieję, że dowiem się czegoś o Mitch’u.
-Oh..-zrobiło mu sią głupio.- I dowiedziałaś się czegoś?
-Tak.. Parę rzeczy. Ale nieważne, może pójdziemy potańczyć?-Zobaczyłam, że jest zadowolony, więc poszliśmy za rękę na parkiet wśród fanów. Tańczyliśmy przez dobre pół godziny, gdy jakieś pijane dziewczyny zaczęły być zbyt nachalne wobec mojego tanecznego partnera. Wróciliśmy więc do naszego VIP’owskiego stolika. Brakowało nam tylko dwóch osób.
-Gdzie Oliver i Diana?-Spytał Matt.
-Chyba gdzieś zwiali.-Jordan stał z jakąś nowo poznaną dziewczyną, a Lee i Matt K. robili zawody w piciu piwa na czas.
-To my też możemy gdzieś zwiać-zaproponował perkusista i poszliśmy w stronę tylnego wyjścia Na zewnątrz usłyszałam głośny śmiech Diany. Poszliśmy więc tym śladem. Za murkiem siedziała owa parka wtulona w siebie. Wyglądali na szczęśliwych ze swojego towarzystwa.
-Witam kochasi!- Krzyknął Oliver, gdy w końcu nas zobaczył.
-Przyganiał garnek kotłowi, czy jakoś tak. – Matt odpowiedział.
-Kocioł garnkowi- poprawiłam go a wszyscy zaczęli się śmiać z jego miny. Przerwały nam krzyki dobiegające z pomieszczenia dla VIPów.
-To brzmi jak impreza, i to w dodatku baaaardzo doobra- powiedział Oliver przeciągając dwa ostatnie słowa.
-Impreza? Ja chcę tam iść- Diana wyskoczyła i pociągła mnie i Olivera za rękę, ja z kolei złapałam Matta.
-Dopiero wyszliśmy- zaczął protestować ostatni. Niestety, na nic się to nie zdało, gdyż bardzo szybko znaleźliśmy się w budynku. Od razu zorientowałam się co było przyczyną hałasu, a właściwie kto. Przypomniało mi się, że Oliver informował nas że będziemy mieli gościa. Nie sądziłam po prostu, że to nastąpi tak szybko. Blond czupryna wyróżniała się wśród naszych głów i momentalnie wychwyciłam ją wśród szalejących chłopaków. Matt puścił mnie i ruszył dołączyć do ”witania” Jony. Na żywo wyglądał dużo lepiej. Wtem jakimś cudem usłyszałam „King for a Day” i odebrałam telefon, to była Anabelle, powiedziała, że nie może przyjść, ale nie usłyszałam powodu, bo chłopacy wzięli mnie na ręce i zanieśli do byłego członka zespołu. Jona szeroko się uśmiechnął.
-Witam ślicznotkę, jestem Jona- przedstawił się, a Matt chrząknął.- Huhuhu, widzę, że ktoś tu wygrał- pokazał na nasze splecione ręce.
-Co? O co wam chodzi? O czym ty mówisz?-Spytałam, gdy zauważyłam, że reszta chłopaków chichocze, a perkusista robi się czerwony.
-Aaa..Sory, ym.. już nieważne. Więc, jak masz na imię? Chyba, że chcesz, żebym wymyślił ci jakieś przezwisko.
-Ee… Nie jestem chętna. Nora- uśmiechnęłam się i podałam mu rękę, którą przed chwilą ściskałam Matta. Zamiast tego Jona mnie przytulił. Już polubiłam tego gościa. Roztaczał wokół siebie pozytywną energię, to tak jakby otaczała go jakaś aura dająca szczęście ludziom w pobliżu. Był taki otwarty, taki przyjacielski. Pachniał jakimś drogim perfumem, ale nie rozpoznałam jakim. Znałam ten zapach tylko z wizyt w Douglasie, ale bardzo mi się podobał.
-Ale, ale widzę tu jeszcze jedną damę. Kim jesteś? Albo chociaż jak masz na imię?- Spytał Diany, która z kolei trzymała się za rękę z Oliverem. Jona właśnie to spostrzegł i zagwizdał.
-No no no, rozumiem.
-Jestem Diana- moja przyjaciółka została wyściskana tak jak ja. Widać było, że też polubiła sympatycznego gitarzystę. Po chwili jednak Weinhofen spoważniał.
-Ale przyjechałem tu nie tylko imprezować- Oliver wywrócił oczyma, a Matt prychnął.
-Może usiądźmy-zaproponował Lee. Tak więc zrobiliśmy.
-Słuchajcie. Wiem dobrze, że odmówiliście udziału w Warped Tour- chłopacy pokiwali głowami- i przyjechałem tu z wami na ten temat negocjować. Ja i mój zespół dostaliśmy propozycję zagrania w kilku miastach. W większości bylibyśmy razem. To dla nas wielka szansa, ale nie pojedziemy tam sami, bez żadnych przewodników.
-Zaraz, nie powiedzieliście mi, że odmówiliście- powiedziałam z oburzeniem.
-Jakoś tak wyszło- wzruszył ramionami Jordan.
-Nie ma mowy. Warped to moje największe marzenie. Nawet nie masz co się męczyć, blondasku. I tak ich zmuszę, żeby pojechali. Mimo wszystko.
-Ja też chcę!- Krzyknęła Diana.
-No pewnie, że pojedziesz- powiedział czułym głosem Oli i dał swojej przedmówczyni całusa w policzek. Pasowali do siebie, nie wiem dlaczego, ale wyglądali razem słodko i dopełniali się charakterami. Wiem, że Diana marzyła o kimś takim.
- Widzisz? Załatwione, nawet Oliver już powiedział, że jedziemy-uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Kurwa-zaklął i się zaśmiał wspomniany wcześniej przeze mnie brązowooki wokalista.
-A będziesz mogła?-Spytał ”tunelowy chłopak”.
-Hmpf... mam  23 lata, nie jestem już małą dziewczynką, wyluzuj.
-Jak tam chcesz- zmierzwił mi włosy.
-Tak więc ustalone?- Upewnił się Jona i wyciągnął rękę przed siebie. Wszyscy poszli jego śladem i położyli swoje dłonie na jego.
-Ustalone- odpowiedzieliśmy chórem.

Stałam przed szafą i zastanawiałam się co zabrać. Moja torba świeciła czernią, ale nie od moich czarnych ciuchów, lecz od pustek. Co mi się przyda? I ile muszę ze sobą zabrać? Pierwszy raz jechałam na trasę koncertową i nie miałam pojęcia co będzie mi potrzebne. Popatrzyłam na zegarek. Za dwie godziny powinnam być już spakowana, wykąpana i gotowa na wyjazd, a byłam w kropce. Postanowiłam, że wezmę się do roboty, w końcu mogę zabrać tyle bagażu, ile zechcę, Bez ograniczenia, chłopacy mieli rezerwowany własny samolot, a my razem z nimi. W takim wypadku zaczęłam wrzucać wszystkie ubrania, jakie wpadną mi do ręki, oczywiście tylko te, które lubię. Do środka dorzuciłam jeszcze kilka swoich ulubionych płyt CD, książek, zdjęć i innych rzeczy, bez których nie mogłabym żyć. W kieszeń wrzuciłam moją MP4 i słuchawki. Ruszyłam pod prysznic. W łazience rzuciłam swój dzisiejszy strój na ziemię. Nic specjalnego, czarny t-shirt i jeansy, przyzwyczaiłam się do podobnego stylu. Stojąc pod strumieniami wody rozmyślałam o tym co stanie się na trasie, jej zaplanowanie było dosyć spontaniczne. Na szczęście chłopacy byli szanowanym zespołem i gdy tylko zadzwonili do organizatora, z wiadomością, że jednak chcą wystąpić, ten zgodził się uradowany. Po około pół godzinie na portalach pojawiła się nowinka, że BMTH jednak wystąpi, zapanowała nad radiem i telewizją. Bilety zaczęły się lepiej sprzedawać, a media ogłosiły konkursy z ”ostatnimi szansami”. Jak wiele potrafi zdziałać jeden zespół. Woda spływała po moim ciele drobnymi strumieniami. Miałam nadzieję, że natrafią nam się super zespoły i będę mogła poznać swoich idoli. Jedyne, co zdążyłam się dowiedzieć, to to, że na paru przystankach zagramy razem z ROOM94, co oznaczało, że jadę razem z dwoma przyjaciółkami. Nic więcej. Gdy spłukiwałam szampon z włosów usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Otworzyła je moja mama, za nimi prawdopodobnie stała Diana, gdyż usłyszałam damski głos pytający o mnie. Dobrze, że zdążyłam się spakować przed kąpielą, nie sądziła, że będę tu siedziała tak długo. Nie chcąc, by na mnie długo czekali wytarłam się szybko ręcznikiem i ubrałam świeże ciuchy. Po drodze wzięłam walizki ze swojego pokoju i stanęłam w nim chwilę, wiedząc, że zbyt szybko tu nie wrócę. Czekała mnie daleka i długa podróż. Pierwszy przystanek mamy w Philadelphii. Zeszłam na dół wraz ze swoimi wszystkimi tobołami. Wyczyściłam pokój z prawie wszystkich swoich rzeczy. Podkreślam, prawie. Przy drzwiach stali wszyscy członkowie zespołu i moja przyjaciółka. Matt przywitał mnie pocałunkiem. Trochę nieswojo przy mojej mamie, ale przecież ona wie, że to normalne.
-Witam podróżniczkę-zaśmiał się wskazując brodą moje 2 walizki i plecaczki w takiej samej ilości.-Gotowa?- dodał, gdy skończył się ze mnie nabijać.
-A nie widać?-Tym razem ja parsknęłam śmiechem, a reszta mi zawtórowała.
-Uważaj na siebie-powiedziała mama.
-I zadzwoń jak dolecisz na miejsce, no i dawaj czasem jakiś znak życia- dodał tata.
-Zaopiekujemy się nią lepiej niż mogą sobie państwo pomarzyć- zapewnił Oli i obdarzył moich rodziców serdecznym uśmiechem.
-Zresztą, jestem już od dawna dorosła, poradzę sobie też sama. Spokojnie. Pa!- Pożegnałam się z rodzicami, dałam im po całusie i ruszyłam do busa.
            Podróż i lot minęły spokojnie, właściwie większość czasu przespałam. Na lotnisko przyjechał po nas bus obklejony podobiznami moich towarzyszy i emblematami Vans Warped Tour. Już nie mogłam się doczekać. Dojechaliśmy na miejsce, a tam już były rozkładane sceny. Jutro był dzień prób, a za dwa dni zaczynał się pierwszy oficjalny dzień trasy.
-Hej, księżniczko idziemy się przejść i trochę porozglądać. Idziesz z nami?- Podszedł do mnie Matt.
-Nie, chyba wolę się rozgościć w tour busie. Poukładam wszystkie torby na naszych miejscach, zgoda?
Dobra, ale zajmij mi jakieś fajne łóżko, żebym mógł w nocy przyjść do ciebie nie budząc wszystkich wokoło, okej?- Spytał i pocałował delikatnie.
-Nie ma sprawy, panie Nicholls- wtuliłam się do niego, dałam krótkiego całusa i ruszyłam do pojazdu. Weszłam do środka i przyporządkowałam miejsca spania do osób. Olivera umieściłam zaraz przy łóżku Diany, by on też mógł swobodnie do niej się przemieszczać, z kolei  jej głowa miała być blisko mojej, bym mogła z nią zawsze w ciszy pogadać, wyżalić się i tak dalej. Zaniosłam walizki na posłania, została mi tylko Olivera. Wzięłam ją na ręce i coś z hukiem upadło. Wystraszyłam się. To był jakiś album. Na okładce było napisane BRING ME THE HORIZON: THE REAL LIFE. Stwierdziłam, że będę wścibska i zobaczę co jest w środku. Na początku były tylko zdjęcia z imprez i tym podobne. Album podobał mi się, ale do czasu. Na samym końcu były zakładki zatytułowane nazwiskami każdego z członków. Na stronach ”należących” do danego chłopaka były zdjęcia dziewczyn, na niektórych były one wraz z danym mężczyzną. Drżącą ręką otworzyłam zakładkę Matta. Było tam mnóstwo fotografii, jak  w każdej zakładce zresztą. Bardziej zszokowały mnie podpisy. Widniało tam imię, nazwisko, data spotkania i nagroda. Tak, nagroda. Za poderwanie jakiejś dziewczyny reszta zespołu dawała nagrodę ”wygranemu”. Łzy stanęły mi w oczach. Gdy zobaczyłam ostatnia stronę nie wytrzymałam. Nie było jeszcze zdjęcia ani podpisu, ale za to była data naszego spotkania i nagroda. Miał otrzymać za mnie najnowszą grę na Xboxa. Rzuciłam album na  ziemię i wybiegłam z busa. Na moje nieszczęście przed drzwiami stał uśmiechnięty Matt z małym bukiecikiem zebranych kwiatków.
-Kociak, co się stało?- Zapytał i momentalnie przestał się uśmiechać- Ktoś ci coś zrobił? Zabiję kutasa!
-Wypierdalaj! Nienawidzę cię, NIE-NA-WI-DZĘ! Jesteś najgorszym człowiekiem na ziemi! Nigdy więcej nie chcę cię widzieć, chcę wracać do domu! Miłego grania na konsoli, dupku!- Wykrzyczałam, odepchnęłam go i odbiegłam. Nie mógł zrozumieć o co chodzi, a ja nie chciałam wyjaśniać. Nie dałabym rady. Przez łzy widziałam, że wchodzi do busa.
-KURWA- usłyszałam głośny krzyk, chyba zauważył album na środku podłogi. A ja biegłam, i biegłam, i biegłam. W końcu już nie wytrzymałam i usiadłam na murku. Łkałam głośno nie dbając o to, że może mnie słyszeć nawet mój największy idol. Wtedy nie wiedziałam, że to się właśnie dzieje. Nie słyszałam nic wokoło, dopóki ktoś nie rzucił na mnie cienia i nie spytał:
-Co się stało?- Skądś znałam ten głos. Myślę, że to skłoniło mnie do podniesienia głowy. Te niebieskie oczy, czarne, dłuższe włosy i między innymi niepokojący wyraz twarzy zmusiły mnie do chwilowego zaprzestania płaczu. Usiadł koło mnie i uśmiechnął się zachęcająco.
-Jestem Kellin- przedstawił się.
-Wiem.. Ekhem… Znaczy… Jestem Nora- przywitałam się.
-Ponawiam pytanie, bo nieładnie ci ze łzami. Co się stało?- Wytarł moje poliko nie przestając się uśmiechać. Musiałam się komuś wyżalić, a nie miałam pojęcia gdzie jest Diana. Wtuliłam się w idola i zaczęłam opowiadać mu wszystko, A on słuchał i pomagał. Nigdy mi się to nawet nie śniło. Opowiadałam o swoich problemach Kellinowi Quinnowi Bostwickowi.












Nie chce mi się czytać drugi raz, może potem, więc sorry za błędy :) Będę samochwałą i powiem, żę tak mi się podoba, że chyba będę częściej wstawiać. W ogóle spodobało mi się wstawianie zdjęć, więc dzisiaj też wstawię. Oliver + inny idol again, bo nawiązuje do opowiadania :D. Przepraszam, ale nie mogę znaleźć innych członków z kimś jeszcze :c Mam nadzieję, że się podoba, hmpf ? Dziękuję za uwagę ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz